WInO - czyli Wiosenna Impreza na Orientację ;)
Dowiedziałem się o niej dzięki swojemu ulubionemu portalowi napieraj.pl i od razu przypadła mi do gustu; głównie ze względu na bliskość (tylko 80 km), wpisowe 6zł od drużynyoraz także dzięki nazwie oczywiście:-)
Udało mi się namówić kolegów, którzy coś tam biegają, ale nigdy nie byli na takiej imprezie i czują się tak jak ja jakieś 2 lata temu, dlatego postanowiłem ich trochę wtajemniczyć :) A dla mnie to coś nowego, no i trening nawigacji, który jak zwykle odkładany wychodzi na zawodach...
Ostatecznie udało mi się zebrać włącznie ze mną 5 osób, podzieliliśmy się na 2 drużyny (regulamin przewidywał 2-3 osobowe zespoły) i zapisaliśmy się na trasę 20 km (do wyboru jeszcze 10 km).
Start zaplanowano na godzinę 11:00, także mieliśmy czas się wyspać, zebrać i dojechać do Rzeszowa.
10:30 krótka odprawa na której okazuje się że scorelauf, czyli można kombinować i dostajemy mapy
Jako nawigator swojej drużyny FIREMAN, biorę mapę w ręce, rozkładam na masce samochodu i wybieram warianty. Po mojemu najlepsza będzie kolejność: 5,3,11,7,9,8,1,10,4,2,6 i właśnie w ten sposób mniej więcej zaznaczam przebiegi między punktami. Chłopaki z drugiego zespołu chcą mi zaufać i kopiują warianty :) Kilka minut rozgrzewki i na starcie ustawia się 26 zespołów. Punkt 11:00 ruszamy; ja w celach treningowych, partnerzy w celach pierwszego sprawdzianu na takich imprezach ;)
Wybieram najłatwiejsze przebiegi, bo żaden ze mnie nawigator, a 20 km to nie tak dużo i wiem że chłopaki są w stanie tyle przebiec.Biegniemy główną ulicą, spokojnym tempem, chyba większość ekip wybrało podobnie jak my, jednak miejscowi znają chyba jakieś ścieżki. Według mojej oceny wychodzi że za zakrętem 5 dróżka w lewo i praktycznie jesteśmy na punkcie, będzie łatwo. Niestety trudno mi jakoś ocenić która droga jest tylko przy posesji, która biegnie dalej w pola, skręcamy o jedną lub dwie za późno i wylatujemy między PK5 a PK3, na szczęście to nieduże odległości ale musimy zejść niestety trochę z wysokości, chwilę zajmuje nam znalezienie tego domku, na szczęście podbijamy i lecimy dalej. Na szczycie koło PK5 spotykamy kolegów z drugiego zespołu, którzy szczęśliwie się przyczepili do kogoś i zaliczyli te punkty praktycznie bez biegu... Zły jestem na siebie, ale to dopiero początek, dalej nadrobimy...
Dalej jakoś kiepsko z drogami, także lecimy na azymut, trochę musimy wybijać las i niestety zbaczamy ( w sumie to ja zbaczam, bo nawiguję..) z trasy i wylatujemy nie w tym miejscu co chciałem, a niestety dalej trzymam się wariantu że do drogi, w dół i na krzyżówce w lewo itd. niestety nadrabiamy pewnie z 1 km, bo mało patrząc na mapę ufam na ślepo swojej decyzji... błędnej decyzji... gdy w końcu się orientujemy trzeba wracać z powrotem do miejsca gdzie wylecieliśmy na drogę... znów jestem zły na siebie, na szczęście chłopaki uspokajają, że nic się nie dzieje. Po drodze spotykamy znowu kolegów z drugiej drużyny którzy sobie idą... ale zgubili się i razem lecimy zmieniając kolejność teraz na PK9. Na szczęście trafiamy idealnie, dalej chciałem trochę skrócić przez krzaki, jednak znów błąd i po chwili przedzierania się wracamy na główną drogę... znów błąd!!
Na PK11 wybiegamy za daleko, ciągle nie mogę się przestawić że to nie 1:50000 jak zazwyczaj pięćdziesiątkach w których do tej pory startowałem tylko 1:20000 gdzie odległości są dużo mniejsze i szybciej uciekają!! Po chwili dezorientacji na szczęście trafiamy nad to jeziorko, ale znowu tracimy niepotrzebnie czas i siły. Do PK7 łatwy przebieg, jak większość wybraliśmy skakanie przez płot, ale chociaż tu nam wyszło najlepszym wariantem ;)
Długi przebieg do PK8, wypijamy Powerade na trzech po drodze, mijamy dużo osób z 10 km i staramy się trochę nadrabiać biegiem stracony czas.
Widzę że chłopaki trochę spoceni i zmęczeni, a mnie dopadła w końcu MOC i biegnę sobie lekko i szybko jak lubię, jednak drużyna to drużyna i trzeba się hamować ;)
Pozostałe punkty na szczęście wpadają bez problemów, w końcu się chyba przestawiłem na tę skale i jestem w miarą zadowolony z siebie. Krzyśka dopadają międzyczasie skurcze, wypijamy kolejnego powerade i powoli biegniemy. Na ostatnim punkcie dowiaduje się od dziewczyn sędziów które siedziały na kilku poprzednich punktach i tu także, że jesteśmy pierwsi w tym punkcie co mają podbite wszystko. Dodaje nam to animuszu, jednak w myślach wiem że to niemożliwe i musieli inne warianty wybrać ludzie.
Wpadamy na metę z czasem 2h 30 min, co daje nam szczęśliwe 7 miejsce!!!
Garmin pokazuje prawie 24 km, także jakieś 4 km za dużo co przy średnim tempie 6min15sek/km daje jakieś 25 minut straty przez moje błędy nawigacyjne, czyli tak naprawdę najniższy stopień podium!!
Ach te błędy... ale miał być trening i był trening, zobaczyłem jak wiele mi pasuje i oczywiście postanawiam się poprawić, potrenować trochę z różnymi mapami, a jak wyjdzie to zobaczymy ;)
Zwycięzca wykręca czas 1h35min, deklasując resztę stawki, ale później się dowiaduje że to Mistrz Polski w biegach na orientację w jednej z kategorii z tamtego roku, także nie ma co się dziwić, tylko gratulować i brać przykład, tylko jak????
Drugi team zajmuje 17 miejsce z czasem 3h30 min, a ja dostaję telefon z pracy, że dużo pożarów i muszę jechać do Biłgoraja do jednostki bo mam dyżur domowy... zapomniałem o nim, bo w sumie nigdy nie wzywali, ale te wypalania traw zmuszają nas do szybkiego powrotu bez żadnego obiadu, a ja od razu po przyjeździe i przebraniu się w pracy jadę do pożaru.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz